W poniedziałek, 10 listopada, rozpoczęła się konferencja klimatyczna COP30 w sercu brazylijskiej Amazonii. W dyskusjach nie weźmie jednak udziału żaden wysoki rangą przedstawiciel rządu USA.
Wybrzmiał apel o pomoc
Już w piątek, 7 listopada, na spotkaniu poprzedzającym oficjalne rozpoczęcie konferencji, uczestnicy rozmawiali o nowej inicjatywie ochrony lasów deszczowych oraz o stworzeniu globalnych zasad handlu emisjami dwutlenku węgla. Podczas piątkowych wystąpień głos zabrali m.in. przedstawiciele państw rozwijających się, którzy – jak opisała agencja AP – złożyli świadectwo życia na pierwszej linii frontu kryzysu klimatycznego. Haitański dyplomata Smith Augustin przypomniał, że jego kraj niedawno zniszczył huragan Melissa.
– Ulewy i wiatr zdruzgotały Haiti. To niesprawiedliwe, że najmniej winne państwa ponoszą największe konsekwencje – mówił, apelując do bogatszych krajów o pomoc w przygotowaniach na przyszłe katastrofy.
Mimo zapowiedzi przekazania 300 mld dolarów na pomoc krajom najbardziej narażonym na skutki zmian klimatu, obiecane środki wciąż nie trafiły do potrzebujących.
COP30 bez przywódców światowych potęg
W brazylijskim Belém ma pojawić się około 50 tysięcy delegatów z niemal wszystkich krajów świata. Zabraknie jednak tych, których głos mógłby najmocniej wybrzmieć. Na konferencję nie przyjedzie prezydent USA Donald Trump, a Waszyngton nie wysłał nawet żadnego wysokiego rangą przedstawiciela. Nieobecni są również przywódcy Chin i Indii – Xi Jinping oraz Narendra Modi – co osłabia nadzieje na przełomowe ustalenia.
Warto przypomnieć, że Donald Trump podczas wystąpienia na forum ONZ nazywał zmiany klimatu „największym oszustwem na świecie” – mimo że ich istnienie i przyczyny od dawna potwierdzają badania naukowe.